Kolejny projekt wydawniczy wyciągnął mnie z mojego ulubionego miasta do miasta, za którym nigdy nie przepadałem, jakoś zawsze mnie odstraszało cwaniactwem, poczuciem wyższości, bezdusznością i w zasadzie wszystkim innym. Z każdą wizytą jednak się to zmienia. Coraz bardziej zaczynam dostrzegać jego walory, pod warunkiem, że nie patrzę na nie szeroko, a na razie przez pryzmat swoich zainteresowań. Poznajemy się powoli, w moim, a nie jego tempie. A gdyby coś poszło nie tak, mam ten komfort, że w 45 min z lotniska Chopina znów mogę być w ukochanym Wrocławiu.
Odbyłem w stolicy ciekawą rozmowę z młodym i bardzo ambitnym autorem, której efektem, mam nadzieję, będzie edukacyjna publikacja dla dzieci. Projekt na pewno doczeka się swojego posta, ale to jeszcze nie jest ten moment. Póki co, nie zapeszając, chciałem króciutko o czym innym – o miejscach.
O jakich? No wiadomo. O miejscach kochających książkę, które odwiedziłem, podczas tego jednodniowego pobytu.
Wrzenie Świata
Miejscem szczególnym jest kawiarnio-księgarnia Wrzenie Świata mieszcząca się na ulicy Gałczyńskiego 7, w kameralnym zakątku, z dala od głównych ulic, a jednocześnie niedaleko ścisłego centrum. Należy ona do Fundacji Instytutu Reportażu, którą założyli Paweł Goźliński, Mariusz Szczygieł oraz Wojciech Tochman. Ludzie, których raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Króluje tu więc literatura faktu. Na ścianach gabloty ze swoim życiowym wkładem w poznanie drugiego człowieka mają Hanna Krall oraz Ryszard Kapuściński.
Na półkach biografie, eseje, reportaże, albumy. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie trafia tu wszystko, a jedynie książki, które mają w czytelniku wzbudzić emocje. Książki, którym czasem trudno się przebić do świadomości masowej, ale które naprawdę warto przeczytać. Pewną tego gwarancją są właściciele, którzy od lat sami dostarczają nam wartościowych tekstów. Gniew, wzburzenie, irytacja, zachwyt, gorycz, melancholia, ulga, radość, tęsknota… To wszystko leży na regałach na wyciągnięcie ręki. Z wszystkim można się najpierw zapoznać przy przyjemnej, nienachalnej muzyce, pysznej kawie i lunchu.
Znajdziemy tu również wszystkie nowości stosunkowo niedawno, bo w 2014 r., powołanego do życia przez Mariusza Szczygła i Wojciecha Tochmana, wydawnictwa Dowody na istnienie. Nierzadko można spotkać tu właścicieli, a gdyby się to nie udało, nawet zostawić im, lub niektórym autorom, wiadomość w specjalnie do tego celu przygotowanych skrzynkach pocztowych zamocowanych na ścianie.
Muzeum Karykatury
Kolejny przystanek to Kozia 11 – strefa śmiechu – warszawskie Muzeum Karykatury. Stworzone w 1978 roku przez wszechstronnie uzdolnionego karykaturzystę, plakacistę, satyryka, dziennikarza, scenografa, współzałożyciela tygodnika satyrycznego Szpilki – Eryka Lipińskiego. Jedyne takie miejsce w Polsce. Gdyby nie ówczesny ustrój i problemy z wywalczeniem czegokolwiek, byłoby pierwszą tego typu placówką na świecie (ubiegli nas Turcy). Muzeum posiada kolekcję ponad 20-tysięcy prac. Organizuje wystawy na terenie całego kraju i za granicą. Własna siedziba na Koziej ma dość ograniczoną powierzchnię wystawienniczą. Odbywają się tu więc często wystawy czasowe. Dwie z nich miałem okazję zobaczyć. Od Rubęsa do Pikasa czyli zrób sobie arcydzieło to wystawa niesamowitych prac dobrze znanego, szczególnie we Wrocławiu, artysty – Tomasza Brody. Są to portrety słynnych malarzy takich jak El Greco, Picasso, Valasquez, Rembrant, Van Gogh w wyjątkowej interpretacji, bo wykonane z najróżniejszych przedmiotów. Środkami wyrazu są tu więc: guziki, zakrętki do słoików, niekompletne zabawki, gąbki, kable, grzebienie, wszystko co nawinęło się autorowi pod rękę. Zachwycające jest jednak podobieństwo do oryginałów, a jednocześnie ich lekkość i zdolność wydobywania salw śmiechu z każdego widza, czego byłem świadkiem i najlepszym przykładem.
Zając Szary Obywatel. Dziura w całym to druga z aktualnych wystaw w Muzeum Karykatury. To ponad 60 naładowanych ironią prac ilustratorki Niki Jaworowskiej-Duchlińskiej. Niezwykle trafne komentarze do rzeczywistości tej poważnej jak polityka, ochrona środowiska czy po prostu do szarej codzienności i tematów społecznych. Wszystko to podane w minimalistycznej formie – prostą zajęczą kreską. Wspaniałe!
Obie wystawy można oglądać jeszcze przez cały sierpień. Gorąco polecam!
Opasły Tom
Na koniec pobytu w stolicy postanowiłem jeszcze coś przekąsić. Wybrałem miejsce, w którym wypada czytać przy jedzeniu :-). Opasły Tom, bo o nim mowa to restauracja z kuchnią autorską i sezonowym menu. Znajduje się przy ulicy Foksal 17, w miejscu gdzie w latach 60 mieściła się kultowa kawiarnia literacka, w której bywali tacy wirtuozi pióra jak: Lec, Holuoubek czy Słonimski. Mój miętus na pietruszkowym puree smakował wybornie, a razem z rachunkiem otrzymałem zakładkę do książki. Zajrzyjcie koniecznie.
Z tej monotematycznej wyprawy (jak nazwie ją pewnie niejeden z Was :-) przywiozłem oczywiście kilka łupów wiadomej postaci. Jeden z nich, głośny debiut Kamila Bałuka, „Wszystkie dzieci Louisa”, zafascynował mnie tak bardzo, że postanowiłem nawiązać kontakt z autorem i niebawem pojawi się tu z nim wywiad.