O tym, na co zwrócić uwagę podpisując umowę wydawniczą z tradycyjnym wydawcą na podstawie swojego wieloletniego doświadczenia opowiada nam Klaudia Kościelska – menedżer Wydawnictwa Lean Enterprise Institute Polska.
„Potrzebuję pilnie twojej fachowej pomocy” – tak zaczęła maila moja dobra znajoma, starająca się obecnie wydać swoją drugą książkę. Okazało się, że negocjacja umowy z wydawcą przerosła nawet osobę, która ma już doświadczenie pisarskie. „Ty umiesz czytać takie pisma, a ja nie” – kontynuowała, wyjaśniając, że chciałaby skonsultować niejasne dla niej zapisy i kolejne kroki negocjacji z wydawcą. Faktycznie, podczas kilku lat pracy w Wydawnictwie Dolnośląskim, a później w Wydawnictwie Lean Enterprise Institute, przebrnęłam przez dziesiątki umów z autorami, wydawnictwami i agencjami literackimi. Konsultowałam się z prawnikami, a także negocjowałam z autorami odpowiednie zapisy. Sformułowania zupełnie dla mnie jasne mogą jednak być nie lada problemem dla pisarza, zwłaszcza początkującego.
Umowa jest potwierdzeniem tego, co autor ustalił ze swoim wydawcą, dlatego jeśli tylko pojawiają się jakieś wątpliwości, należy je bezwzględnie wyjaśnić. To jasne, że możemy nie rozumieć prawniczych wyrażeń i branżowego żargonu, a przecież to tą umową zabezpieczamy nasze interesy jako autora. Weźmy więc byka za rogi i przyjrzyjmy się umowom licencyjnym krok po kroku.
Licencja a sprzedaż praw
Zacznijmy od wyjaśnienia różnicy między licencją a przeniesieniem praw. Prawo autorskie rozróżnia prawo autorskie osobiste i majątkowe. Pierwsze jest zawsze przypisane do autora, podczas gdy drugie może być przedmiotem sprzedaży lub licencji. Z wydawcą możemy bowiem umówić się dwojako. Po pierwsze sprzedać mu nasz tekst (czyli zawrzeć umowę o przeniesienie praw), po drugie udzielić licencji na dany okres (czyli zezwolić na korzystanie z utworu przez określony czas). Jeśli tekst sprzedamy, wynegocjowaną kwotę dostaniemy raz, a w przyszłości nie będziemy mogli oczekiwać żadnych honorariów, nawet jeśli wydawca zdecyduje się na dodruk. Inaczej rzecz się ma, jeśli udzielimy licencji na dany okres. W takim wypadku mówimy o umowie licencyjnej i taką formę współpracy stosuje się najczęściej. Po upływie czasu licencji prawa do korzystania z utworu wracają do autora, chyba że obie strony zdecydują się przedłużyć licencję. Pamiętajmy, że licencja może mieć dwojaki charakter – wyłączny (wówczas autor pozwala korzystać z utworu tylko jednej osobie; w tym czasie nie może pozwolić nikomu innemu korzystać z utworu) lub niewyłączny (wtedy autor może pozwolić na korzystanie z utworu nieorganicznej liczbie osób czy podmiotów w tym samym czasie).
Przedmiot umowy
Po wskazaniu stron umowy na pewno znajdziemy w niej przedmiot umowy, czyli zobowiązanie autora do wykonania utworu (jeśli dopiero zaczynamy pracę nad książką) lub określenie samego utworu (jeśli jest już gotowy). Tu powinna się też znaleźć data, do której zobowiązujemy się dostarczyć wydawcy gotowy materiał, ale także informacja, w jakim czasie wydawca zobowiązuje się książkę wydać. Wydawca określa ponadto, co rozumie przez pojęcie utworu – czy będzie to sam tekst, czy tekst i ilustracje, a może także zdjęcia. Kolejne informacje powinny dotyczyć objętości utworu i precyzować, kto ma prawo do ustalenia ostatecznego brzmienia tytułu. Często zdarza się bowiem, że wydawca, mający w tym względzie doświadczenie, naciska na inny tytuł, niż wymarzył sobie autor. Jeśli w tym miejscu zgodzimy się, by prawo ustalenia ostatecznego brzmienia należało do wydawcy, będziemy musieli pójść na kompromis. Trzeba jednak powiedzieć, że mało który wydawca nie wpisze takiego punktu do umowy. W końcu to on sprzedaje książkę i on ponosi ryzyko finansowej klapy spowodowanej np. niechwytliwym tytułem. Ponieważ na etapie podpisywania umowy najczęściej ostateczny tytuł nie jest jeszcze ustalony, w tym dokumencie posługujemy się tytułem roboczym. Oczywiście możemy sprecyzować dodatkowe informacje, np. czy w książce znajdą się przypisy, bibliografia czy aneksy, a jeśli tak, to kto odpowiada za ich przygotowanie. Jeśli książka dopiero powstaje, jej konspekt może stanowi załącznik do umowy.
W kolejnych punktach umowa licencyjna na pewno będzie zawierać oświadczenie autora o tym, że faktycznie jest autorem utworu i że jego prawa do dysponowania nim nie są w żaden sposób ograniczone. To standardowy zapis i nie powinien budzić niepokoju. Jeśli książkę napisaliśmy we współpracy z inną osobą, taka informacja znajdzie się w naszej umowie, a wydawca oddzielną podpisze z drugim współautorem.
Czas trwania i pola eksploatacji
Umowa musi precyzować czas trwania i terytorium obowiązywania licencji. Może być to konkretna data (najczęściej udziela się licencji na 5 lat) lub okres od danego momentu, np. od dnia dostarczenia gotowego tekstu. Jeśli chodzi o terytorium, standardem jest tu cały świat. W końcu trudno zabronić wydawcy sprzedaży książek za granicę, zwłaszcza w dobie sprzedaży internetowej.
Pola eksploatacji – bezwzględnie muszą znaleźć się w umowie. Precyzują, co tak naprawdę wydawca może robić z naszym tekstem, czyli właśnie na jakich polach go eksploatować. Będzie to z reguły: utrwalenie i zwielokrotnienie tekstu na nośnikach różnego typu, wprowadzenie do obrotu, a także promocja. W tym miejscu będzie mowa o e-bookach, audiobookach i synchrobookach. Postęp w rozwoju technologii spowodował powstanie nowych form publikacji jeszcze nie tak dawno zupełnie nieznanych. Dziś zdarza się, że wydawca nie jest w stanie udostępnić czytelnikom cyfrowej wersji dzieła, bo zwyczajnie nie ma takiego prawa – autor nie żyje, a kontakt ze spadkobiercą z jakiegoś powodu nie jest możliwy. Bardzo ciekawą sytuację mamy w wypadku starych tekstów, do których prawa dawno wygasły (zgodnie z prawem dzieje się tak 70 lat po śmierci autora), jednak nie wygasły prawa tłumacza. Dobrą ilustracją są tu stare kroniki powstałe przed wiekami. Choć one same mają setki lat, to już np. przekład z łaciny na polski lub krytyczne opracowanie tekstu staropolskiego wciąż są chronione prawem autorskim.
W paragrafie dotyczącym pól eksploatacji znajdziemy też punkt o wykorzystaniu fragmentów w prasie czy w radiu i TV. Te ostatnie są istotne zwłaszcza ze względu na promocję książki. W końcu wszyscy chcemy, by nasze mniejsze i większe dzieła gościły w mediach.
Umowa licencyjna powinna także doprecyzować wykonywanie prawa zależnego. Artykuł 2.1 Ustawy o prawie autorskim mówi, że jest to opracowanie cudzego utworu, w szczególności tłumaczenie, przeróbka i adaptacja. Wydawca zwykle zastrzega dla siebie także prawo udzielania sublicencji podmiotom trzecim. Warto zadbać, by w takim wypadku podzielił się z nami, jako autorami, częścią wpływów.
Ważna sprawa – honoraria
Bardzo ważna część umowy – określenie wysokości honorariów i sposobu ich wypłaty. Najczęściej spotykany model to taki, w którym autor dostaje zaliczkę na poczet honorariów, a następnie rozliczenie sprzedaży, np. raz lub dwa razy w roku. Z tego rozliczenia wynika, ile pieniędzy się nam należy, oczywiście po odliczeniu otrzymanej zaliczki. Wysokość honorariów i zaliczki, częstotliwość rozliczeń i termin płatności to już ustalenia między stronami, warto natomiast zwrócić uwagę, aby obie strony miały na myśli tę samą podstawę rozliczeń, tj. ustaliły, czy będzie nią cena okładkowa (detaliczna), średnia cena zbytu, a może rzeczywista cena zbytu, po jakiej wydawca sprzedał książki (czyli cena bez marży dystrybutora, która zwykle wynosi ok. 50%). Tak więc 10% ceny detalicznej i 10% ceny zbytu to dwie różne kwoty. Druga może być o połowę mniejsza. Pamiętajmy także o obowiązującym na książki podatku VAT (5%), wydawca zawsze będzie się rozliczał po cenie netto, miejmy tego świadomość. Oddzielne wynagrodzenie ustala się w odniesieniu do książek wdanych tradycyjnie oraz e-booków i audiobooków. Gdy mowa o audiobookach, trzeba pamiętać, że mogą mieć postać płyty CD oraz pobieranego pliku mp3 – w zależności od formy powinniśmy spodziewać się innej wysokości honorarium. Wynika to z innych kosztów wydawcy oraz innej stawki podatku VAT (w przypadku e-booków i audiobooków w postaci pliku mp3 wynosi on aż 23%).
W umowie zadbajmy także o ujęcie liczby egzemplarzy autorskich, o możliwość zakupy większej ilości książek po obniżonej cenie i o to, jak będzie brzmiała nota copyright.
Każdy autor chce, by o jego książce mówiło się jak najwięcej. To wymaga dużej pracy i wydawcy, i autora. Umowa może więc zobowiązywać autora do podejmowania działań promocyjnych (także zawierać zgodę na wykorzystanie wizerunku autora). W tym momencie zwróćmy uwagę, czy zawarto w niej informację o zwrocie poniesionych kosztów, np. przejazdów czy noclegów. Natomiast sam plan promocyjny raczej do umowy nie trafia.
Na co zwrócić uwagę?
Zwracałabym uwagę na ważną rzecz, a mianowicie zobowiązanie wydawcy do opublikowania książki. Oczywiście w żaden sposób nie zmusimy domu wydawniczego do wydania utworu, jeśli zmienił zdanie, tnie koszty czy zmienił swój profil. Jeśli nasza umowa licencyjna została zawarta na 5 lat, a wydawca jednak nie ma ochoty pokazać światu naszego dzieła, to mamy związane ręce. Nawet jeśli w tym czasie znajdziemy innego zainteresowanego. Dlatego zadbajmy o zapis gwarantujący powrót praw do autora, jeśli wydawca nie opublikuje utworu w określonym czasie (np. 24 miesięcy). Oczywiście z zachowaniem otrzymanej zaliczki. W końcu to nie wina autora, że wydawca się rozmyślił czy z jakiegoś innego powodu nie wywiązuje się z umowy.
Radziłabym też zwracać uwagę na prawa autorskie do materiału ilustracyjnego, który przekazujemy. To, że zdjęcia są naszą własnością, nie oznacza, że możemy nimi swobodnie dysponować. Właścicielami praw autorskich są fotografowie. Pamiętajmy także o ochronie wizerunku osób znajdujących się na fotografiach, aby uniknąć niepotrzebnych problemów.
Piszcie wspaniałe książki, znajdujcie najlepszych wydawców i podbijajcie rynek oraz serca czytelników, dbając przy tym o swoje interesy. Pamiętajcie, że umowa licencyjna powinna strzec interesów nie tylko wydawcy, ale i was jako autorów.