Dobrze jest, gdy można pójść na spotkanie z autorem świetnej książki. Jeszcze lepiej, gdy spotkanie prowadzi wybitna pisarka, dwukrotna finalistka Literackiej Nagrody Nike. Taki przypadek miał miejsce we wrocławskiej księgarni Tajne Komplety w czwartek 28 września. Gościem cyklu Reportaż na Tajnych był Zenon Kruczyński, autor książki Farba znaczy krew, a rozmawiała z nim (momentami wyprowadzając z równowagi) Olga Tokarczuk.
Zenon Kruczyński, obecnie ekolog, działacz i aktywista, czynny obrońca Puszczy Białowieskiej, przez całe lata polował, zabijając setki, jeśli nie tysiące zwierząt. W książce Farba znaczy krew w przejmujący i szczery sposób opisał zarówno swój „łowiecki” okres, jak i moment swoistego nawrócenia, który przewartościował całe jego życie. Książka w nowym, uzupełnionym wydaniu ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne w tym roku.
Olga Tokarczuk już na wstępie zaznaczyła, że podczas spotkania będzie odgrywać rolę adwokata diabła. I zaczęła zadawać pytania. Niektóre neutralne, niektóre infantylne wręcz, a niektóre bardzo szczegółowe i dociekliwe. Uważny słuchacz szybko mógł się zorientować, że są to pytania, które często pojawiają się w publicznej debacie na temat łowiectwa, usłyszeć je można zarówno z ust laików, jak i działaczy łowieckich. Padają w dyskusjach polityków, rozmowach prywatnych, pojawiają się w prasie.
Pierwsze z nich dotyczyło roli myśliwych jako drapieżników. Ponieważ w przyrodzie liczba zwierząt drapieżnych gwałtownie zmalała, a odgrywały one istotną rolę w utrzymywaniu stad w dobrym stanie zdrowotnym, naturalne wydaje się, że zadania te powinni przejąć myśliwi. Co w tym złego? – pytała pani Olga. Zenon Kruczyński ze stoickim spokojem zaczął objaśniać, że na pierwszy rzut oka rzeczywiście tak mogłoby to wyglądać. Lecz jeśli zastanowić się nad tym głębiej, jasne staje się, że myśliwy nie jest w stanie wskazać zwierząt najsłabszych w stadzie. Wilki na przykład po kilka razy płoszą stado, goniąc je, mogą obserwować, które osobniki są słabsze, i na nie polować. Człowiek takiej możliwości nie ma, żaden myśliwy nie goni sarny po lesie, aby ocenić jej kondycję. Jedyną widoczną cechą świadczącą o kondycji danego osobnika jest poroże u samców. Im silniejszy osobnik, tym poroże większe, bardziej rozbudowane. Można więc usuwać słabsze samce ze stada, ale genetyka ma to do siebie, że następne pokolenie dziedziczy cechy obojga rodziców. Selekcja taka pozbawiona jest więc większego sensu. I, co Kruczyński podkreślił bardzo wyraźnie, to my, ludzie, jesteśmy odpowiedzialni za znikanie drapieżników ze środowiska. My także możemy ten proces odwrócić.
Kolejne pytanie sprawiło, że pan Zenon aż się zdenerwował i jak stwierdził: takiej Olgi to ja nie znałem, zagotowałem się w środku cały. A pytanie dotyczyło regulowania liczby dzikich zwierząt przez myśliwych. Przykład, który tak zbulwersował autora, nawiązywał do znacznego spadku liczby zajęcy, co, jak się powszechnie sądzi, spowodowane jest znacznym zwiększeniem populacji lisów. Po wzięciu kilku głębszych oddechów Zenon Kruczyński zaczął od małego wykładu o biologii lisów. Okazuje się, że w diecie lisów aż 80 procent stanowią gryzonie (głównie myszy i nornice). 15 procent to owoce, a jedynie 5 procent zające i króliki. Podał także informację, że prędkość lisa w biegu wynosi ok. 50 km/h, a zająca aż 64 km/h. Z tego prostego faktu wynika wniosek, że tylko chore osobniki padają ofiarą rudych drapieżników. Najciekawsza była jednak informacja, że choć myśliwi podnoszą larum, że zajęcy jest bardzo mało, nadal na nie polują! Na pytanie Olgi Tokarczuk, co się stanie, jeśli przestaniemy ograniczać liczbę zwierząt, Kruczyński odpowiedział pytaniem: co dzieję się z 570 gatunkami kręgowców, którymi w Polsce myśliwi się nie zajmują? Bo polują ledwie na około 30 gatunków. I jakoś nie zjadły nas myszy, nie rozdziobały ptaki.
Dalej było o ochronie przyrody, bo przecież myśliwi dokarmiają biedne zwierzęta. I jak się okazuje, jest to jeden z większych problemów w środowisku. Do lasu trafia karma, która naturalnie tam nie występuje: buraki, kukurydza, kapusta. W dodatku ten dodatkowy pokarm, dostępny jest przez okrągły rok. Jaki jest tego skutek? Badania prowadzone wśród dzików pokazały, że obniżył się wiek dojrzałości płciowej, zwiększyła się liczba płodów w ciąży, a rójka, naturalnie przypadająca jesienią, rozciągnęła się na cały rok. Powoduje to zwiększenie się liczby dzików, przez co strzela się więcej loch (samic dzika), a to powoduje, że zabija się także lochy ciężarne i karmiące. Karmę wykłada się na nęciskach, do których zwierzęta się przyzwyczajają, a potem się tam do nich strzela. Dla autora książki, i nie tylko dla niego, jest to zwykłe barbarzyństwo. W kwestii ochrony środowiska pojawił się jeszcze jeden bardzo ciekawy kontrargument. Zatrucie środowiska ołowiem. Każdego roku w Polsce do gleby i wody dostaje się ok. 500 ton ołowiu pochodzącego z myśliwskiej amunicji. W wyniku działania przemysłu i transportu – niecałe 400 ton. Te liczby mówią same za siebie.
W trakcie spotkania pojawiło się jeszcze wiele ciekawych wątków, jak choćby myślistwo jako element kultury, łowiectwo jako forma uzależnienia, budowania relacji pomiędzy myśliwymi, ale utraty więzi rodzinnych, paradoks świętego Huberta. Wszystkich zainteresowanych poszerzeniem wiedzy na ten temat zachęcam do sięgnięcia po książkę oraz do skorzystania z linków zamieszczonych poniżej.
Na koniec garść faktów. W sezonie łowieckim 2014/15 zabito:
– 291 450 dzików
– 195 045 saren
– 147 242 lisy
– 83 262 jelenie
– 15 276 zajęcy
- Rozmowa z Zenonem Kruczyńskim w Programie Trzecim Polskiego Radia http://www.polskieradio.pl/9/1363/Artykul/1616478,Czlowiek-ktory-nie-chce-juz-polowac
- Kampania na rzecz ochrony ptaków łownych Niech żyją http://niechzyja.pl/kampania/co/
- Rozmowa Michała Nogasia z Olgą Tokarczuk. Między innymi o myślistwie. http://wyborcza.pl/7,75517,21334704,z-polki-nogasia-olga-tokarczuk-o-pokocie-szwedzkiej-nagrodzie.html