W tym roku na Warszawskich Targach Książki spędziłem tylko jeden dzień. Niefortunnie zdecydowałem się na piątek 19.05. Taką samą decyzję podjął prezydent nie wszystkich Polaków razem z małżonką. Nie będę jednak pisał o chaosie organizacyjnym z tym związanym, o niedoinformowanych stewardach, zdezorientowanych i poirytowanych odwiedzających, o wszechmogących pirotechnikach i borowcach przeszukujących misiowe plecaczki dzieciom. Nie będę pisał, bo to przecież dla naszego bezpieczeństwa. Poza tym jestem przekonany, że to i tak rozleje się wysoką falą w internetach, więc po co.
Ogólnie wciąż uważam, że stadion jest idealnym miejscem na taką imprezę wystawienniczą. Wystawcy mają równe szanse, bo chodząc dookoła ciężko kogoś pominąć, odwiedzający mają dobrze zorganizowane i przestronne strefy do regeneracji i naładowania baterii, spokojne miejsca na rozmowy biznesowe, czy uczestnictwo w panelach dyskusyjnych.
Jeden dzień na największych targach książki w Polsce, nawet najbardziej dopracowany logistycznie, to jednak trochę mało żeby dokładnie poznać oferty wydawców, skorzystać z ciekawych prelekcji i jeszcze odbyć szereg spotkań biznesowych. Trzeba to wypośrodkować, a i tak zawsze się coś pominie, chociażby przez zwykłe zmęczenie lub nieoczekiwane wpadnięcie na znajomego z branży :-). W tym roku skupiłem się m.in. na rozmowach z dystrybutorami zarówno książek papierowych, jaki i elektronicznych, drukarniami dziełowymi, dystrybutorem papieru. Dłuższą chwilę spędziłem także na stoisku Biblioteki Narodowej, gdzie dostałem informacje z pierwszej ręki dotyczące serwisu e-isbn, który pozwala na sprawne zarządzanie własną pulą numerów ISBN, a także dodawanie szczegółowych informacji o wydanych (lub planowanych) publikacjach, z których korzystają m.in. bibliotekarze czy księgarze. Tam też zaopatrzyłem się w interesujące dane statystyczne podsumowujące ruch wydawniczy w Polsce. To wszystko, aby móc jeszcze bardziej służyć wiedzą tym, którzy zdecydują się na wydanie własnej publikacji przy pomocy Agencji Wydawniczej AD FONTES :-)
Jeśli chodzi o same książki, to skupiłem się na wyłuskiwaniu tych najpiękniejszych, najciekawszych, najlepiej wydanych, co było trudnym zadaniem. Książek pięknych, interesujących merytorycznie i wydawanych bez żadnych kompromisów estetycznych jest w tym kraju na prawdę sporo, tak samo jak małych, niezależnych wydawców, którzy widać, że kochają to co robią.
Polskie Towarzystwo Wydawców Książek ogłosiło wyniki konkursu na Najpiękniejszą Książkę Roku 2016. Tutaj można obejrzeć wszystkie nagrodzone oraz wyróżnione publikacje wydane w roku ubiegłym. Cieszy nas… [chciałem napisać wrocławski akcent, ale to nie żaden akcent to wręcz…] wrocławska dominacja w tym konkursie ;-). Wrocławskie Wydawnictwo Warstwy otrzymało dwie nagrody: za album „Śmietnik” Tadeusza Różewicza i Adama Hawałeja i za ilustrację Magdaleny Mrozińskiej i Marii Dek do książki „Czary na białym”, oraz trzy wyróżnienia: za „Tysiąc pierdółek” Jerzego Pluty, „Czary na białym” i „Zwierzydełka”. Decyzja jak najbardziej słuszna. Poziom edytorski tych, ale i pozostałych publikacji Wydawnictwa Warstwy, jest bardzo wysoki.
Oprócz tego, z różnych powodów, moją uwagę zwróciło jeszcze wiele książek. Czy to ze względu na ilustracje, oprawę czy tematykę. Nie sposób ich tu przytoczyć i opisać wszystkich. Umieszczam kilka fotek :-)
A kiedy borowiki wróciły do lasu i przestały atakować przechodniów została jeszcze chwila aby rozglądnąć się za czymś do czytania. Pozostałem jednak blisko natury i poddając się obecnemu trendowi i modzie na książki personifikujące przyrodę mój wybór padł na to:
No tak, jeszcze trzeba było coś przywieźć żonce żądnej krwi…