Nie byłbym sobą, gdybym podczas ostatniej, krótkiej acz intensywnej, wizyty w Madrycie odmówił sobie buszowania po księgarniach. Niby wyjazd nie związany z pracą, ale do półek z książkami ciągnie mnie niezależnie gdzie i po co jadę. W tym krótkim wpisie chciałem wspomnieć szczególnie o dwóch miejscach, które mnie zdobyły. Oba znajdują się w bliskiej okolicy stacji metra TRIBUNAL – kilka minut piechotą wąskimi uliczkami, nafaszerowanymi barami tapas.
NIKCZEMNE TYPY czyli TIPOS INFAMES to ciekawe połączenie winiarni z księgarnią. Właściciele rozsiewają niezwykle przyjazną aurę, można napić się tu wina czy kawy w otoczeniu literatury (głównie hiszpańskojęzycznej). Często organizowane są różne eventy, spotkania autorskie, warsztaty, wystawy oraz degustacje wina. Wspaniałe warunki do długich rozmów o książkach :-)
Drugie miejsce – księgarnia PANTA RHEI – z zewnątrz wygląda niepozornie, nawet można je przegapić…
Za to w środku…
…książkowe morze inspiracji po horyzont. Pantha Rhei to księgarnia specjalizująca się w tytułach z zakresu sztuk wizualnych z akcentem na współczesną kulturę, projektowanie graficzne, modę, architekturę, street art, fotografię, rękodzieło. Ponadto znajdują się tu również książki dla dzieci z niebanalnymi ilustracjami, komiksy, książki artystyczne… Czyli to wszystko co misie lubią najbardziej! Można tu znaleźć perełki. Chciałoby się wziąć do ręki każdy tytuł po kolei. Mi z powodu limitu czasu przeszło przez myśl, aby się w nich wszystkich wytarzać z nadzieją na magiczne zdolności absorpcyjne mojej rozpalonej hiszpańskim słońcem skóry. Niestety natknąłem się na strażnika…
Na dole znajdują się albumy fotograficzne, albumy towarzyszące wystawom (jak choćby wypatrzony tu album do wystawy „Prototypy awangardy” naszego duetu KOBRO & STRZEMIŃSKI, która jest prezentowana do września tego roku w muzeum Reina Sofia w Madrycie) oraz niewielka galeria, w której właścicielki prezentują prace ilustratorów.
Jak widać poniżej, w dość już wyeksploatowanym temacie antystresowych kolorowanek dla dorosłych, ostatnie słowo nie zostało jeszcze powiedziane…
Jeśli więc jakikolwiek książkowy robaczek znajdzie się kiedyś w stolicy Hiszpanii, to polecam mu oba te miejsca. Na pewno nie pożałuje. Ja natomiast idę pokolorować sobie brodę.
Post scriptum
Dwa dni później w La Manchy spotkałem poczytnego autora i uczestnika jednej z najbardziej krwawych bitew morskich, więc chciałem z nim pogadać, o tym jak mu się wiedzie, o książkach, o morzu, ale strzelił focha, jakby mu ktoś na odcisk nadepnął. Pewnie dlatego, że już dał się raz zrobić w konia wydawcy i z takimi już nie gada.